REKLAMA
Przedwojenne Bugatti T40 Macieja Pedy. Samochody od zawsze zajmowały specjalne miejsce w sercach jego rodziny. W 1968 roku ojciec Macieja zakupił pierwsze auto zabytkowe – Studebakera, w którym zakochał się od pierwszego wejrzenia. Miłość trwa do dzisiaj, a Studebaker wciąż pozostaje częścią rodzinnej kolekcji, która przez lata znacznie się rozrosła.
W dużym garażu stoją obok siebie między innymi Maserati 3500GT, BMW 315/1 Sport z 1934 czy Lorraine-Dietrich SMHI 1913. Perełką kolekcji i obiektem zazdrości kolekcjonerów jest jednak prezentowane w pierwszym odcinku #sliwinskiSTORIES Bugatti T40. Maciej nie trzyma go pod kocem czy na czerwonym dywanie w pięknie oświetlonej sali. Auto używane jest do tego, do czego zostało stworzone – do jeżdżenia. Dla mieszkańców Gostynia, rodzinnego miasta państwa Pedów, widok Bugatti na drodze nie jest już niczym wyjątkowym. Dawno zdążyli przyzwyczaić się do niecodziennej formy samochodu i lekko ekscentrycznego właściciela. Mimo to, każdy przejazd przez miasteczko oznacza dla Macieja dziesiątki zdjęć i więcej niż żywe reakcje przechodniów oraz innych uczestników ruchu.
Auto prezentowane jest również na zlotach pojazdów zabytkowych w Polsce i za granicą. Liczne nagrody, wyróżnienia i ciepłe reakcje publiczności wynagradzają czas oraz trud włożony w skomplikowaną restaurację auta. Bugatti, kupione w 2004 roku w Niemczech, dotarło do nowych właścicieli w postaci zestawu "zrób to sam", zawierającego dziesiątki skrzynek, woreczków, pudełek. Jednych części było zbyt wiele, innych nie było wcale. Choć proces wskrzeszenia do życia ponad 80-letniego zabytku wymagał wielu wyrzeczeń, to właśnie godziny spędzone w garażu sprawiają, że więź łącząca właściciela i jego samochód wykracza daleko poza umowę kupna-sprzedaży. Może dlatego Maciej zapytany o plany związane ze sprzedażą samochodu odpowiada krótko: "Auto odziedziczy mój syn, a potem wnuk".
źródło: ComplexPR