Prorocze kwalifikacje
Pierwsze emocje nadeszły w niezwykle upalną sobotę, na którą zaplanowano kwalifikacje. Te pokazały, że żadnemu z Polaków nie będzie łatwo o zwycięstwo.

Walki o najwyższe lokaty nie ułatwiał sam układ trasy. Kierowcy musieli bardzo uważać, by w jej ostatniej sekcji – w której należało gwałtowanie zwolnić i wpaść w zakręt o kącie 180 stopni – nie utracić poślizgu. To oznaczałby odebranie punktów za przejazd. W kwalifikacjach zwyciężył Marco Zakouril, a o pozycję niżej znalazł się Kuba Przygoński. Paweł Trela był trzeci i jak okazało się następnego dnia, to właśnie ze wspomnianymi wyżej zawodnikami toczył najważniejsze pojedynki.
Backwards entry i powtórka z Bemowa
Zawody w Słomczynie nie przyciągnęły kompletu zawodników, więc w Top 32 kierowcy z czołowych lokat w kwalifikacjach nie mieli swoich rywali. Zamiast tradycyjnej walki w parach prezentowali zatem tzw. bye runy, czy nieoceniane, pokazowe przejazdy bez przeciwnika. Publiczność z pewnością najbardziej rozgrzał Trela. Doświadczony drifter najpierw precyzyjnie przejechał trasę zgodnie z wytyczoną linią. A na jej końcu zaprezentował efektowne backwards entry, czyli wejście w zakręt pod ogromnym kątem, z tyłem dosłownie wyprzedzającym przód auta. Zjawiskowość tej sztuczki odwzorowały głośne brawa publiczności zgromadzonej na Autodromie Słomczyn.
Dla słynnego Trolla właściwa rywalizacja rozpoczęła się w Top 16. W najlepszej szesnastce kierowca trafił na Mateusza Fijała. Pogoń za tym zawodnikiem nie była łatwa. Tylne opony jego Toyoty Supry wytwarzały wręcz niewyobrażalne ilości dymu. Trela potrafił jednak znaleźć w nim drogę i przeszedł dalej. A w Top 8 – tak samo jak w poprzedniej rundzie Driftingowych Mistrzostw Polski – trafił na Łukasza Smolińskiego. Nissan 200SX S14 Smolińskiego został od podstaw przygotowany pod okiem Pawła Treli. Po raz kolejny mogliśmy zatem oglądać pojedynek dwóch aut zbudowanych w Trela Motorsport. Walka była wyrównana, ale i tym razem doświadczenie Treli wzięło górę.
Deszczowe pojedynki w finałach
Równocześnie kolejnych rywali pokonywał Kuba Przygoński, który przez cały weekend imponował szybkością. Spotkanie dwóch mistrzów Polski wyglądało na nieuniknione. I faktycznie obaj kierowcy starli się w ćwierćfinale. Potyczka Treli i Przygońskiego dostarczyła wielu emocji. W rywalizację wmieszała się na dodatek pogoda. Równocześnie z pierwszym przejazdem nad Autodrom Słomczyn nadciągnęła przelotna burza. Kierowcy rozpoczęli walkę na względnie suchej nawierzchni, ale już w drugim biegu tor był kompletnie mokry. Niesprzyjające warunki sprowokowały błąd Kuby Przygońskiego. Kierowca Toyoty GT86 w barwach Orlen Teamu uderzył w auto Treli na ostatnim nawrocie.
Choć wydawało się, że pojedynek jest już zakończony, a Paweł Trela powinien szykować się do walki o pierwsze miejsce, sędziowie podjęli decyzję o powtórzeniu obu przejazdów. Ale występ w finale był najwyraźniej pisany twórcy i kierowcy nietypowego MayBuga. Trela przeszedł dalej, a na drodze do zwycięstwa stał już tylko Marco Zakouril.
W pierwszym przejeździe obaj zawodnicy nie uniknęli błędów, więc wszystko miało rozegrać się w drugim biegu. Zakouril jednak szybko zakończył ten przejazd. Zbyt dynamicznie wszedł w trasę i uderzył w Trelę na pierwszym zakręcie. Sędziowie potraktowali to jako błąd Czecha i przyznali zwycięstwo kierowcy z Warszawy. Warto dodać, że popularny Troll odniósł zwycięstwo mimo kontuzji nadgarstka, której doznał tydzień wcześniej na treningu. Kierowca przejechał całe zawody z usztywniaczem na ręce.
"Driftowanie w deszczu to katorga. Nagumowany, bardzo przyczepny tor nagle staje się piekielnie śliski. Musimy jechać znacznie wolniej niż zwykle, więc nie możemy dać z siebie wszystkiego, a kibice tracą widowisko. Na dodatek woda nie zbiera się na torze równomiernie, więc trafiają się suche i mokre obszary, w których albo auto zaczyna płynąć, albo nagle łapie przyczepność. Pojedynki stają się loterią. Mój samochód jest stosunkowo krótki, więc jeszcze łatwiej o błąd. Dlatego wyjątkowo cieszę się z tego zwycięstwa" mówi Paweł Trela.
"Bardzo dziękuję mojemu zespołowi za wsparcie. To był gorący i wymagający weekend, ale wszyscy świetnie wykonali swoją robotę. Dziękuję też Marco i Kubie za równą walkę w finałach" podsumowuje Trela.
Następny przystanek – Tor Kielce
Wygrana w Słomczynie sprawia, że Trela zajmuje pierwsze miejsce w klasyfikacji Driftingowych Mistrzostw Polski (inauguracyjna runda sezonu nie była do niej wliczana). Kolejny krok w stronę trzeciego w karierze mistrzostwa Polski doświadczony drifter zrobi za niecałe dwa tygodnie na Torze Kielce. Legendarny obiekt sprzyja wysokim prędkościom. Najlepsi kierowcy inicjują tam poślizg przy około 180 km/h, na dodatek zbliżając się niebezpiecznie blisko do metalowej bandy, a czasami nawet ocierając o nią tyłem auta. To bez wątpienia jedna z najbardziej widowiskowych rund w kalendarzu.
źródło: complexPR | autor: Redakcja