REKLAMA
Dzień dobry.
Cały problem zaczął się 2 miesiące temu. Kilka razy podczas jazdy zapalila mi się kontrolka hamulca ręcznego. Pojechałam do serwisu, prosiłam, żeby to sprawdzili. Uznali po prostu, że jest za mało płynu hamulcowego, ok. Wymienili mi cały, bo dawno nie wymieniałam... i to by było na tyle. Poszli na łatwiznę, bo przyczyny nie szukali ewidentnie. Wtedy jeszcze hamulce miałam w dobrym stanie, tak mi mówili. Dwa miesiące nie było problemu, aż do dziś. Kontrolka znowu się zaczęła świecic i piszczec. Pojechałam do nich znowu i sama wpadłam na to, że pewnie jest wyciek. I uwaga, tym razem go znalezli. Ale jako ze płyn hamulcowy jest żrący (o czym nie wiedziałam niestety, nikt mnie poprzednim razem nie poinformował, że tak jest i dlaczego mogła zmniejszyc się ilosc płynu i jakie mogą być konsekwencje)... to oprocz przeciekajacego cylinderka, muszę robic równiez szczęki, bo przez płyn odklejają się okładziny. To już jest 440 zl. Mowili, że chętnie wymieniliby też bębny... to by już było 900 zl. Jako że jestem biedną studentką, serce mnie boli na samo 400 zł, a bębnów na razie nie wymieniam. I teraz moje zasadnicze pytanie... Czy mogę mieć do nich pretensje, że nie znaleźli przyczyny problemu za pierwszym razem? Gdyby to zrobili, ani szczęki, ani bębny nie uległyby zniszczeniu (a miały tylko rok). Czy mogę probowac walczyć o obniżenie ceny albo składać jakąś reklamację? Czy to jest bezcelowe?
Z góry dziękuję za wszystkie odpowiedzi.