
Nie wiem czy to odpowiedni dział, jeśli nie, proszę o przeniesienie.
Posiadam Golfa III 1,9 TDI 90KM z którego jestem bardzo zadowolony i który nigdy mnie nie zawiódł. Przez 2 lata jedyne części jaki wymieniałem to czysto eksploatacyjne (wahacze, tuleje, pasek alternatora). Samochodzik na trasie pali 4,5, jest dynamiczny, zadbany, rocznik 97', oryginalny przebieg 267, samochód kupiony przez mojego ojca od podstarzałego Niemca, także nic tylko jeździć, gdyby nie skaza która dotyczy tych samochodów

Po długiej zimie 2012/13 na nadkolach pojawiły się spore ogniska rdzy, a progi tak zgniły, że nie mieli mi za co samochodu podnieść przy wymianie opon. Zacząłem szukać blacharza który by się tego podjął (progi i nadkola) jednak potencjalne kosztorysy mnie przeraziły. Wymiany podjął się jednak mój wujek który w 1000 zł wyciął z blachy nowego progi, poprawił nadkola, progi dał w kolor nadwozia i wszystko zabezpieczył a przy okazji kompletnie wymienił rozrząd. Teraz samochód wygląda jak złotko, jednak wujek powiedział mi wprost - następnym razem jak znów ci zgniją progi, nie będzie ich nawet do czego przyspawać, podłoga jest cała zgniła, wszystko się sypie. Błotniki też do wymiany. Ocenił że daje mi góra 2 lata, wtedy remont blach wyjdzie mnie u niego około 2 tys. (więc zakładam że u obcego blacharza pewnie i z 3 tys.)
Teraz po tej w miarę długiej historii, ale chyba koniecznej żeby w miarę naświetlić sytuację, mam do was, kolegów z na pewno dużo większym doświadczeniem, pytanie - czy warto trzymać tego golfa i ryzykować że za 2 lata nada się tylko na złom? czy opłacałoby się dać te 2 tys. biorąc pod uwagę że to rzeczywiście samochód na medal, który znam, w którym wiem co było robione? Czy może lepiej sprzedać go póki jakoś wygląda i coś za niego dostanę i kupić coś innego? Dodam, że w tej cenie (mógłbym dołożyć z 2 tys.) dostałbym pewnie co najwyżej maree albo 406, co mi się nie uśmiecha, bo choć jeżdżę dopiero 3 lata, to już jestem zwolennikiem "niemców".
Z góry dzięki za odpowiedź.