REKLAMA
Dzisiejszy Dziennik Zachodni opublikował bardzo ciekawy artykuł, dotyczący karania kierowców przez policję. Czy zawsze chodzi o bezpieczeństwo? Wychodzi na to, że policja bezpieczeństwo ma "w głębokim poważaniu", aważniejze od bezpieczeństwa są...pieniądze. Warto przeczytać.
Przy okazji kolejnych świąt i wolnych dni w ślad za kierowcami na drogi wyrusza coraz liczniejsza armia mundurowych. Oficjalnie po to, by dbać o nasze bezpieczeństwo. Nieoficjalnie - żeby zarabiać. Skutek: takiego haraczu na drogach jak dziś nie płaciliśmy jeszcze nigdy. Według danych MSWiA, w 2006 r. do centralnego budżetu wpłynęło 524,3 mln zł, a w 2009 r. już 746,4 mln zł. Z naszych szacunków wynika, że tylko w miniony weekend w woj. śląskim kierowcy zapłacili policjantom i strażnikom miejskim mandaty za grubo ponad milion zł.Czy to znaczy, że jeździmy coraz mniej bezpiecznie? Niekoniecznie. - Normy nakładania mandatów są coraz bardziej wyśrubowane- przyznaje w nieoficjalnej rozmowie jeden ze śląskich policjantów. - Przełożeni żądają coraz lepszych wyników, bo sami czują ciśnienie z góry. Robimy więc wszystko, żeby sprzedać bloczki. Nieważne gdzie i jak, byle się ich pozbyć. Czy pieniądze z naszych mandatów idą na poprawę bezpieczeństwa na drogach np. w Rybniku czy Katowicach? Nie ma mechanizmu, który by to gwarantował. Trafiają do wspólnego worka i łatają budżety i gmin, i państwa.
- Mogę potwierdzić: wpłaty zasilają konto ratusza i nie mają konkretnego przeznaczenia - mówi Dariusz Czapla z UM w Katowicach. W stolicy regionu, z tytułu mandatów i grzywien kierowców wpłynęło do budżetu na koniec września ponad 900 tys. zł w Bielsku-Białej 400 tys., a w Rybniku ponad milion.
Andrzej Sadowski, ekonomista z Centrum im. Adama Smitha, mówi wprost: - Tępe karanie kierowców jest wynikiem fiskalizmu państwa i na pewno bezpieczeństwa nie poprawi. Zamiast łupić kierowców, trzeba inwestować w drogi.
MSWiA pochwaliło się danymi, z których wynika, że z roku na rok rośnie liczba mandatów wystawianych na polskich drogach przez policję. Rosną też kwoty, jakie z mandatów wpływają do budżetu państwa. W 2006 r. wystawiono w Polsce mandaty na ponad pół miliarda złotych, ale rok temu już na prawie 750 mln zł. Dziesięć procent tej kwoty to kary z naszego województwa. Mandat średnio kosztuje kierowcę200 zł - tak przynajmniej oceniają policjanci z KWP w Katowicach. Kierowcy się zżymają.
- Kwoty rosną, bo misie z suszarkami zrobią wszystko, by skasować kierowcę. Stoją w szczerym polu za ograniczeniem do 50 km, albo za miastem przed tablicą informującą o końcu terenu zabudowanego - wylicza Zbigniew Krzysztoń, kierowca zawodowy. Ostatnio zapłacił 200 zł w Miechowie. - Puściłem nogę z gazu i z górki na rogatkach miasta wyskoczyło 70 km. Przecież ten mandat to zwykłe draństwo w świetle prawa - żali się.
- Piraci drogowi zawsze uważają, że są niewinni, ciekawe skąd tyle wypadków na drogach - ripostują policjanci, ale przyznają, że bloczki mandatów sprzedać trzeba, a terminy gonią. Podczas weekendowej akcj Znicz 2010 w naszym regionie wystawili ich 3806. Nie wszystkie dotyczyły kierowców. Ukarano też pieszych.
- Najbardziej boli, że pieniądze z mandatów nie wpłyną na poprawę bezpieczeństwa na drogach - dodaje Krzysztoń.
Przykłady patologii jednak są, np. w Pszczynie i Mykanowie. Przeprowadzona wiosną tego roku kontrola wykazała, że w 2009 r. wystawiono w Pszczynie 9052 mandaty kierowcom złapanym na fotoradar. Za inne wykroczenia w tym samym czasie wypisano zaledwie 22 mandaty. Rekord Polski padł w Mykanowie - od marca do czerwca radar zrobił tam 15 tys. zdjęć! Po protestach kierowców, mandatów nie wystawiono.
Bielsko-Biała: ul. Wyzwolenia, nowy wiadukt nad ulicą Piwkarską. Otworzony kilka miesięcy temu nie ma świateł, bezkolizyjne wjazdy ograniczenie do 70 km. Każdy jedzie 90-tką. Prosta ulica, brak miejsc kolizyjnych i po co oni tam stoją? Żeby zarobić...
Żywiec: ul. Wesoła, teren zabudowany. Może potrzebnie tam są, ale radiowóz stoi w zatoce autobusoweji w rejonie skrzyżowania. W dodatku nieoświetlony. Tam nie wolno nikomu stawać, prócz autobusów podjeżdżających na przystanek. Żywieckie radiowozy stoją tam nawet po kilka godzin wieczorami. Żywczak
Katowice-Giszowiec: w stronę Murcek od chyba 2 lat jest sfrezowana jezdnia i ograniczenie do 40 km, nikt tego nie naprawia, a niebiescy często tam poprawiają bezpieczeństwo - fotoradarem. Mimik
Milówka: droga S69 odcinek Cisiec-Milówka przed PSB nieoznakowany patrol z radarem. Na prostej po 500 m odcinka niezabudowanego, zrobionego chyba po to, by się rozpędzić i dać złapać. Patrol stoi tam codziennie. Zbyszek
Fiskalizm, czyli tępe karanie
Rozmowa z ekonomistą Andrzejem Sadowskim, wiceprezydentem Centrum im. A. Smitha
Co roku o niemal 100 mln zł wzrastają wpływy do budżetu państwa dzięki mandatom. W 2009 roku tylko policja ukarała kierowców na niemal 750 mln zł. Drugie tyle zebrały straże miejskie. O czym to świadczy?
Kiedy tylko samorządy zobaczyły, że na fotoradarach można zarobić, natychmiast przerobiły je na maszynki do robienia pieniędzy. Takie tępe karanie mandatami jest wynikiem fiskalizmu państwa i bezpieczeństwa nie poprawi.
W skali roku wpływy z mandatów to prawie 1,5 mld zł. Jak taką sumę pożytecznie wykorzystać?
Trzeba zainwestować w sieć bezpiecznych dróg. Kolejne rządy, na których ten obowiązek spoczywa, nie wywiązują się z niego. Warto także zająć się mądrą profilaktyką.
Mądrą, to znaczy jaką?
Świetną kampanię zrobili Belgowie. Pokazali w sposób przemawiający do wyobraźni, co może spowodować rozmowa przez telefon podczas jazdy.Mandaty nałożone w naszym regionie przez policję, według danych Urzędu Wojewódzkiego
2008 rok: 519 978 na kwotę 69,8 mln zł,
2009 rok: 537 288 na kwotę 76,7 mln zł,
2010 rok (do 30 września): 398 805 sztuk na 56,6 mln zł
Policyjni liderzy w nakładaniu mandatów w 2010 r.
1. Komenda Miejska Policji w Częstochowie: 4,5 mln zł
2. Komenda Miejska Policji w Katowicach: 3,9 mln zł
3. Komenda Miejska Policji w Gliwicach: 3,5 mln zł
Artykuł zassano z dziennik zachodni.pl
A ja od siebie dodam, że jak nas naierzy policja w radiowozie oznakowanym czy też nie, to zawsze warto odmówić przyjęcia mandatu. Dlaczego? Dlatego, że jak się dowiedziałem z pewnych źródeł, wiele urządzeń mierzących prędkość nie ma legalizacji. I nawet jak policjant będzie chciał pokazać nam dokumenty legalizacji, to można odpowiedzieć, że mnie nie interesują ani dokumenty ani plomby na tym urządzeniu, ponieważ ja się na tym nie znam i nie wiem jakie, gdzie i ile ma być tych plomb no i nie mam takich uprawnień żeby sprawdzać homologacji i legalizacje tych urządzeń. A wówczas wykonany pomiar jest nieważny. Oprócz tego muszą być spełnione pewne warunki - samochód policyjny musi jechać przez minimum 100 metrów za namierzanym pojzdem z tą samą prędkością. I oba samochody nie mogą ani przyspieszać ani zwalniać. Prędkośc obu musi byc taka sama. A dlaczego? Dlatego, że wideorejestrator robi pomiar prędkości na podstawie licznika samochodu namierzającego. To nie radar.
Co do radarów typu Rapid - praktycznie wszystkie pomiary są robione niezgodnie z instrukcją obsługi tego urządzenia - prawidłowo pomiar prędkości powinien wyglądać tak, że policjant musiałby wyjść na środek jezdni przed nasz samochód i skierować radar dokładnie na nasze auto i ani przed nami ani za nami nie może jechać żaden inny, większy samochód. Nawet w kierunku przeciwnym. W pobliżu nie może być żadnej innej drogi, na której mógłby się znaleść jakiś samochód ani nawet torów kolejowych. Dlaczego? dlatego, że Rapid rozsyła bardzo szeroką wiązkę pomiarową i może zmierzyć prędkość nie nasza, ale jadącego gdzies niedaleko w lecie pociągu albo innego samochodu. No i oczywiście również musi on mieć świadectwo legalizacji, o które mamy prawo poprosić.
Ale jak wygląda życie, sami wiemy...