Witam,
A więc mam taki dylemat. Jechałem już wieczorem, droga w miarę pusta, przede mną ze 3 auta. Dojeżdżamy do większego skrzyżowania, włącza się czerwone światło wszyscy hamują ja tez. Ostatecznie już wytraca swoja prędkość, właściwie ledwo toczyłem się i nagle zauważyłem ze jestem już zbyt blisko auta które stało przede mną. Zatrzymałem się właściwie prawie na nim no ale nie poczułem aby było jakiekolwiek uderzenie, kierowca auta z przodu też na początku bez reakcji więc uznałem, że na pewno nie przyhaczyłem Pana z przodu. No ale obserwuje kierowce co robi i widzę, że odpina pasy i wychodzi no więc ja tez wychodzę podchodzę do niego na wysokości przodu mojej maski pytam się czy uderzyłem ? Pan patrzy na 'miejsce kontaktu' , jest może odległość miedzy moim zderzakiem a jego z 5cm(?) On coś tam maca patrzy, ja po nim. Mówi do mnie i żony(chyba) że nic niema ja tez nic nie zauważyłem u niego jak i u mnie, potem odpowiada "no dobra' i wszedł do swojego auta. Gościu całkiem spoko bez żadnej agresji czy napinki. Zaświeciło się zielone każdy pojechał w swoja stronę. Przyjechałem do domu na przednim zderzaku nic nie widać.
Tylko, że teraz nachodzą mnie różne myśli typu "cicha woda brzegi rwie'. Czy np specjalnie ten kierowca czegoś przy zderzaku nie zrobi i zgłosi sprawę na policje? Czy jeszcze czegoś nie wymyśli. Wiem, że to są tylko domysły ale nigdy nie wiadomo co drugi człowiek nie wymyśli aby sobie wymienić choćby zderzak.
Chciałbym usłyszeć odpowiedz czy gdyby coś gościu zaczął kombinować ,mam jak się wybronić? Czy jeżeli razem oglądaliśmy miejsce "tej kolizji' i uznaliśmy ze nie ma śladów to sprawa zostaje uznana za rozwiązaną i mnie to już nie obchodzi ?
Ogólnie jestem człowiek spokojny i nie lubię spraw nie pewnych dlatego mnie to trochę dręczy
Proszę o w miarę szybką odpowiedz
![Smile :)]()