21 Lis 2021, 16:01
Chciałem dziś zapytać o rozgrzewanie silnika. Gdzieś kiedyś wyczytałem, że skłonność do pokonywania małych odległości na zimnym motorze, zwłaszcza w chłodnym sezonie, jest mordercza dla auta z co najmniej dwóch względów: nie doprowadza się oleju do właściwej temperatury smarowania oraz nie rozgrzewa się wydechu do momentu, w którym może z niego odparować nagromadzona woda.
Odkąd nabyłem tę wiedzę, zacząłem się do niej usilnie stosować - w taki sposób, że jeśli mam do przebycia dystans 3 km, to staram się go pokonywać piechotą albo zbiorkomem, a jeśli już muszę jechać samochodem, to robię sobie pustą trasę kompletnie naokoło, wyjezdżam poza miasto, wkręcam się na obroty minimum raz, i w ten sposób po dotarciu do docelowej lokalizacji (3 km od wyjściowej) mam na liczniku 20+ przejechanych kilometrów i dopiero gaszę silnik. Kiedy wracam, robię tak samo.
Tymczasem obserwujemy przecież ogromną liczbę kierowców, którzy nie stosują się do reguł rozgrzewania wozu, jeżdżą do pracy, po dzieci, na zakupy i do domu, pokonując na tych odcinkach dosłownie po kilka przecznic i często właściwie nie rozgrzewając samochodu ani razu przez cały eksploatacyjny dzień, nie wspominając o przepalaniu wydechu jakimiś sensownymi obrotami w trasie.
Który z tych dwóch modeli jazdy jest "większą przesadą"? Gdzie leży środek ciężkości w znajdowaniu jakiegoś optimum dla tego obszaru eksploatacji auta? W jaki sposób wy ustosunkowujecie się do używania samochodu w mieście i jak jest skonfigurowany wasz duet wiedza + wyrzuty sumienia w tym zakresie?